Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).

Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.

Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.

Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.

W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]

Przejdź do treści
PL | EN
Facebook Twitter Youtube
Komentarze

Komentarze

Wolność religii w szkole

13.05.2024

Krok do wyrugowania religii ze szkół. Dyskryminujący projekt Ministerstwa Edukacji  

· Ministerstwo Edukacji Narodowej zamierza ograniczyć liczbę godzin zajęć z religii i etyki w szkole.

· Zmiany w zasadach organizacji tych lekcji doprowadzą do dyskryminacji uczniów chcących uczestniczyć w zajęciach.

· Wprowadzenie modyfikacji poskutkuje również falą zwolnień wśród katechetów.

· Projektowane zmiany naruszają art. 53 ust. 1 oraz 53 ust. 4 Konstytucji RP.

· Działania Ministerstwa mają na celu zniechęcenie młodzieży do uczestniczenia w lekcjach religii.

 

Projektowane zmiany w organizacji lekcji religii

 

Po zapowiedziach Minister Edukacji Barbary Nowackiej[1], dotyczących ograniczenia finansowania lekcji religii z budżetu państwa, resort edukacji zamierza wprowadzić kolejne zmiany, które mogą skutkować zmniejszeniem liczby godzin lekcji religii i etyki w szkołach. 30 kwietnia na stronie internetowej Rządowego Centrum Legislacji pojawił się projekt rozporządzenia Ministra Edukacji zmieniającego rozporządzenie w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach[2]. Zmiany dotyczą możliwości łączenia uczniów uczęszczających na lekcje religii lub etyki w jedne grupy międzyoddziałowe (obejmujące uczniów na tym samym etapie nauczania) lub międzyklasowe (zrzeszające uczniów z różnych etapów kształcenia) Do tej pory taka możliwość łączenia uczniów miała miejsce dopiero w sytuacji, w której liczba uczniów w danej klasie lub oddziale była mniejsza niż 7[3]. Zgodnie z nowymi regulacjami, placówki miałyby mieć możliwość łączenia w grupy również takie klasy lub oddziały, w których zgłosiło się na lekcje religii albo etyki 7 lub więcej uczniów[4]. Łączone grupy mogłyby przy tym liczyć maksymalnie:

·      25 wychowanków/uczniów w przedszkolach i klasach I-III szkoły podstawowej,

·      30 uczniów klasach IV-VIII szkoły podstawowej,

·      bez limitu - w szkołach ponadpodstawowych[5].

Szczegółowe regulacje przewidziano dla grup z wychowankami lub uczniami, którzy posiadają orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego[6].

 

Dyskryminacja uczniów uczęszczających na katechezę

 

W projekcie rozporządzenia przewidziano także, że w szkołach podstawowych łączone grupy międzyklasowe mogłyby obejmować wyłącznie uczniów klas I–III albo IV–VIII[7]. Wobec tego może dochodzić do sytuacji, w której różnica wieku pomiędzy uczniami grupy międzyklasowej, złożonej z uczniów klasy IV i VIII, może wynosić nawet 5 lat. Jak wynika bowiem z art. 36 ust. 1 ustawy z dnia 14 grudnia 2016 r. – Prawo oświatowe[8], naukę w I klasie szkoły podstawowej może rozpocząć dziecko, które w danym roku kalendarzowym kończy 6 lat. Takie dziecko, uczęszczając do klasy IV szkoły podstawowej, miałoby rocznikowo 9 lat. W sytuacji natomiast, w której uczeń zaczyna naukę w klasie I szkoły podstawowej mając lat 7, to będąc w klasie VIII szkoły podstawowej, rocznikowo będzie miał 14 lat.

 

4-letnia lub 5-letnia różnica wieku pomiędzy uczniami w łączonej grupie międzyklasowej może rodzić realne trudności w odpowiednim dostosowaniu treści nauczania do uczniów w różnym wieku. Dopuszczając tak dużą różnice wieku, Ministerstwo de facto uniemożliwi prowadzenie zajęć we właściwy sposób, co doprowadzi do radykalnego spadku i tak już kontestowanego poziomu jakości zajęć. Brak przewidzianej dopuszczalnej różnicy wieku pomiędzy uczniami w grupie międzyklasowej na niewielkim poziomie, np. w postaci łączenia w grupy międzyklasowe uczniów wyłącznie z klas sąsiednich rocznikowo, czyli np. IV-V, V-VI, VII-VIII etc., stanowi potwierdzenie ideologicznego ataku na wolę rodziców i uczniów oczekujących organizacji lekcji religii w szkole w zgodzie z konstytucyjnymi gwarancjami (Art. 53 ust. 4 Konstytucji RP[9]).

 

Projektowane zmiany mają na celu umożliwienie szkołom takiej organizacji lekcji religii, by nie tworzyć tzw. okienek osobom, które nie życzą sobie edukacji w zakresie wartości wyznawanych przez większość społeczeństwa. Ponadto zmiany doprowadzą do umiejscawiania lekcji religii na pierwszej lub ostatniej godzinie lekcyjnej, co, w zestawieniu z nieograniczoną możliwością łączenia klas, doprowadzi do dyskryminacji uczniów ambitniejszych, którzy chcą brać udział w lekcjach religii. Zajęcia te bowiem nie będą już dostosowane do planu lekcji konkretnej klasy, lecz odbywać się będą wcześnie rano lub późnym popołudniem – niezależnie od godzin rozpoczęcia i zakończenia zajęć poszczególnych klas. W efekcie doprowadzi to do konieczności oczekiwania po lekcji religii na rozpoczęcie innych zajęć lub pozostawania po zakończeniu zajęć, w oczekiwaniu na katechezę. Nierzadko może to trwać przez więcej niż jedną godzinę lekcyjną. Zrodzi to także negatywne skutki ekonomiczne dla szkół, bowiem szkoła ma obowiązek zapewnić opiekę uczniom, którzy oczekują na rozpoczęcie lekcji religii, a przez to także pokryć koszty tego obowiązku, w tym np. wynagrodzeń pracowników szkoły.

 

Usunięcie katechetów ze szkół

 

Należy zaznaczyć, że zmiany mające z założenia na celu poszerzenie możliwości organizacji pracy szkół i przedszkoli w zakresie dysponowania kadrą pedagogiczną, mogą uderzyć w nauczycieli religii i etyki, zmniejszając ich wymiar zatrudnienia. W ocenie skutków regulacji (OSR) projektowanych zmian wprost wskazano, że zmiany te mogą „spowodować zmniejszenie wymiaru zatrudnienia nauczycieli religii (i etyki), a co za tym idzie konieczność poszukiwania przez nich innej pracy w przedszkolu, szkole lub poza przedszkolem lub szkołą".

 

Propozycja organizacji lekcji religii jako całkowicie oderwanych od planu zajęć danej klasy i modyfikacja ich charakteru w kierunku, zajęć dodatkowych jest fundamentalnie sprzeczna z konstytucyjnymi gwarancjami i stanowi dyskryminację uczniów. Ma na celu usunięcie ze szkół znacznej części katechetów i osób duchownych, którzy – jak pokazuje historia zgłoszeń do Instytutu Ordo Iuris – nieraz są jedynymi członkami grona nauczycielskiego, którzy kontestują inicjatywy szkolne niezgodne z programem nauczania i programem wychowawczym.

 

Konsekwencje społeczne zmian

 

Organizacja lekcji religii jako zajęć międzyklasowych czy wręcz ogólnoszkolnych/międzyszkolnych, w dodatku na pierwszej lub ostatniej lekcji, w oderwaniu od planu zajęć poszczególnych klas, doprowadzi do powstania wśród uczniów wrażenia, że edukacja w zakresie norm moralnych i etycznych karana jest dodatkowym czasem spędzonym w szkole, a rezygnacja z niej nagradzana jest czasem wolnym i w takim sensie jest promowana. W ten sposób dochodzi do swoistej dyskryminacji uczniów, którzy wybrali edukację zamiast czasu wolnego i premiowania tych, którzy świadomie pomijają edukację w wybranych obszarach. Takie rozwiązanie może zostać uznane za dyskryminujące osoby, które korzystają z wolności sumienia i religii uczestnicząc w lekcjach religii, która może być przedmiotem nauczania w szkole[10].

 

Budowa systemu zniechęcającego do uczestniczenia w zajęciach z religii albo etyki negatywnie wpłynie na socjalizację młodzieży oraz poczucie narodowej i europejskiej tożsamości. Treści zajęć religii i etyki opierają się bezpośrednio na fundamentach tożsamości kulturowej Europy i Polski, obejmujących nauczanie moralne i społeczne Kościoła, cywilizacyjnotwórczą rolę religii chrześcijańskiej czy wagę rozpoznania obiektywnych nakazów i norm etycznych w filozofii greckiej i chrześcijańskiej. Braki wiedzy w tych dziedzinach prowadzą do niezrozumienia świata, który w literaturze, sztuce, filmie, reklamie czy nawet rozrywce wykorzystuje toposy, aluzje, skojarzenia i motywy wywodzące się z religii i filozofii oraz kieruje się wartościami zakorzenionymi we wszystkich trzech filarach cywilizacji europejskiej – filozofii greckiej, prawie rzymskim i religii chrześcijańskiej[11]. Młodzież, która wskutek niedostatecznej inkulturacji nie odnajduje się w takim świecie i pozostaje poza optymalnym obszarem oddziaływania kultury, jest bardziej narażona na ryzykowne zachowania, w tym autodestrukcyjne i przestępcze[12].

 

Ponadto, wiedza religijna i etyczna ma funkcję kulturotwórczą, pomaga rozumieć i twórczo rozwijać trendy kulturowe oparte na ładzie społecznym i moralnym oraz szacunku w relacjach międzyludzkich. Z tego względu model, w którym uczniowie są zniechęcani do udziału w zajęciach z religii albo etyki jest czynnikiem wspierającym „wychowanie” pokolenia nihilistów, czyli osób nieuznających pewnych ani absolutnych, niewychodzących poza abstrakcję, wartości moralnych, w tym wartości chrześcijańskich i uniwersalnych wartości etycznych, ściśle powiązanych z godnością osoby ludzkiej i prawami człowieka – wspólnych dla polskiego społeczeństwa i społeczności międzynarodowej. Zjawisko przemocy szkolnej, obniżenia autorytetu nauczycielskiego wśród młodzieży oraz narastające przejawy demoralizacji młodzieży[13] powinny zostać uznane za istotny sygnał niedowartościowania elementów wychowawczych w przestrzeni szkolnej[14].

 

Obecnie trwa etap konsultacji publicznych i opiniowania projektu rozporządzenia, który zakończy się w okolicach końca maja. Ministerstwo chciałoby, aby projektowane zmiany weszły w życie od 1 września 2024 r.

 

 

 

 

Dr Łukasz Bernaciński – członek zarządu Instytutu Ordo Iuris

Radca prawny Marek Puzio – starszy analityk Centrum Badań i Analiz Instytutu Ordo Iuris

 

 
 
Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

10.05.2024

Polska wzywa nas do największego wysiłku

Pierwszego maja obchodziliśmy okrągłą, dwudziestą rocznicę wejścia Polski do Unii Europejskiej. Coraz częściej dochodzimy jednak do wniosku, że Unia z roku 2024 zupełnie nie odpowiada temu, co obiecywano nam dwadzieścia lat temu. Głosując w referendum akcesyjnym w 2003 roku, decydowaliśmy o przystąpieniu do wspólnoty suwerennych państw narodowych – do „Europy Ojczyzn”. Gdy dzisiaj obserwujemy sposób funkcjonowania Unii Europejskiej, nie sposób rozpoznać w niej tamtej romantycznej wizji. Bruksela z czasem stała się hamulcem rozwoju gospodarczego, zagrożeniem dla przedsiębiorców i rolników, sprawcą ideologicznej kolonizacji rodzin i źródłem nieustannego ataku na polską tożsamość narodową i chrześcijańskie dziedzictwo Europy.

Rozpoczęto realizacje planu zniszczenia Europy Ojczyzn

W listopadzie 2023 roku w większościowym głosowaniu eurodeputowani uchwalili, że celem nowego etapu unijnej integracji jest realizacja planu Altiero Spinellego. Imię tego włoskiego komunisty nosi już budynek Parlamentu Europejskiego. Teraz jego „Manifest z Ventotene” ogłoszono w rezolucji inspiracją zmian traktatowych. Trzeba wiedzieć, że Manifest wprost nawołuje do likwidacji narodów, usunięcia granic, zniesienia własności, nacjonalizacji przemysłu i… zastąpienia demokracji dyktaturą partii europejskiej. Co ciekawe, w zarządzie Grupy Spinellego zasiadali znani polscy europosłowie – Danuta Hübner i Radosław Sikorski, który jako minister spraw zagranicznych… ma stać na straży polskiego interesu narodowego.

Instytut Ordo Iuris przestrzegał przed tym momentem już od lat.

Manifest Spinellego przetłumaczyliśmy pięć lat temu. W 2021 roku sporządziliśmy pierwszy raport o szczegółach budowy „Europejskiego Superpaństwa”. Dzisiaj o konieczności stanowczego oporu przekonujemy skutecznie najważniejsze siły społeczne i polityczne Ojczyzny oraz zagranicznych sojuszników.

Ale czasu jest coraz mniej.

Szokująca rezolucja Parlamentu Europejskiego miała bowiem o wiele głębsze, prawne znaczenie. Po raz pierwszy od czasu Traktatu z Lizbony wszczęto formalną procedurę zmiany europejskich traktatów. Polityczne elity UE przystępują do ostatecznego etapu transformacji całej Unii w jednolite, zcentralizowane państwo. Polska ma zostać pozbawiona prawa weta i wpływu na dziesięć najważniejszych obszarów suwerenności. Pełna kontrola nad naszym prawem i losem całego narodu ma zostać oddana w ręce Komisji Europejskiej – przejmującej rolę europejskiego rządu centralnego.

Nadchodzi wielka, antyniepodległościowa akcja propagandowa

Na szczęście nie wszystko stracone. Te rewolucyjne zmiany będą musiały zostać zaakceptowana przez 2/3 polskiego Sejmu (co w obecnym układzie sił jest raczej niemożliwe) lub przez obywateli w wiążącym referendum.

To oznacza, że przed nami dwa lata bezprecedensowej propagandy i zastraszenia, które będą miały przekonać Polaków do rezygnacji z suwerenności w „referendum rozbiorowym”. Tak też trzeba odczytywać niedawne tajemnicze słowa Donalda Tuska, które nie dotyczyły wyłącznie sytuacji na ukraińskim froncie.

– Żyjemy w najbardziej krytycznym momencie od czasów zakończenia drugiej wojny światowej. Następne dwa lata zadecydują o wszystkim – mówił premier Tusk w wywiadzie udzielonym jednocześnie Gazecie Wyborczej, hiszpańskiej "El Pais", włoskiej "La Repubblica", niemieckiej "Die Welt", belgijskiej "Le Soir" i szwajcarskiej "Tribune de Geneve".

Jest jeden sposób, by obronić naszą niepodległość – musimy ujawnić Polakom plany zwolenników „Imperium Europa” i uprzedzić nadchodzącą, wielką akcję propagandową. Dlatego Instytut Ordo Iuris od samego początku nagłaśnia tę kluczową sprawę.

Stawiamy im czoła!

Już w przemówieniu kończącym ubiegłoroczny Marsz Niepodległości ostrzegałem, że proponowane zmiany w unijnych traktatach są likwidacją polskiej niepodległości. W listopadzie powołaliśmy do życia gromadzące ekspertów i liderów społecznych Kolegium Suwerenności. Uruchomiliśmy też internetową petycję do europosłów, nagłaśnialiśmy zagrożenia w mediach społecznościowych i tradycyjnych. To były dziesiątki wywiadów, debat i konferencji. Pisaliśmy o nich w naszych newsletterach, które trafiają do setek tysięcy odbiorców w Polsce i nie tylko – bo nasze wiadomości tłumaczymy regularnie na 15 języków i wysyłamy raz na miesiąc do dziesiątek tysięcy Europejczyków.

Szczegółowe omówienie dziesięciu obszarów traconej suwerenności przedstawiliśmy w raporcie "Po co nam suwerenność” opublikowanym w styczniu tego roku. Raport w wersji w wersji angielskiej, opatrzony precyzyjnym skrótem i infografikami, dotarł do polityków i ośrodków analitycznych wszystkich ruchów konserwatywnych w Europie i USA.

Ze względu na skalę zagrożenia, postanowiliśmy wyjść dalece poza naszą standardową pracę prawno-analityczno-komunikacyjną. W ciągu zaledwie kilku ostatnich miesięcy spotkałem się osobiście z mieszkańcami 17 polskich miast – Częstochowy, Białegostoku, Mielca, Suwałk, Lublina, Nowego Targu, Dąbrowy Górniczej, Jasła, Warszawy, Rzeszowa, Zamościa, Gdańska, Koszalina, Ciechanowa, Olsztyna, Nowego Sącza i Krakowa. Na spotkaniach nieraz gromadziło się nawet 200 czy 300 osób, które dowiedziały się o tym, co szykują nam brukselskie elity we współpracy z polskim rządem.

Wspólnie możemy docierać do milionów Polaków!

Efektem tych wszystkich działań jest wielki sukces komunikacyjny. Dziś można śmiało powiedzieć, że o zagrożeniu utraty niepodległości usłyszało dzięki nam już miliony Polaków i Europejczyków!

W ubiegłym tygodniu odbyła się wielka, całodniowa konferencja suwerennościowa Prawa i Sprawiedliwości „Biało-czerwoni. Wolni Polacy wobec zmian traktatowych Unii Europejskiej”. Eksperci Instytutu Ordo Iuris brali czynny udział nie tylko w samej konferencji, ale także w przygotowywaniu jej programu. Osobiście zabrałem głos w trakcie jednego z głównych paneli dyskusyjnych. Instytut Ordo Iuris reprezentował także adw. Rafał Dorosiński z Zarządu Ordo Iuris oraz dr Jarosław Lindenberg – były dyplomata i wiceszef polskiego MSZ, współpracownik i przyjaciel Ordo Iuris. W trakcie wydarzenia rozdaliśmy ponad tysiąc plakatów, pokazujących w prostej formie graficznej, jakie będą skutki reformy traktatów UE oraz egzemplarze naszego raportu. Infografika, prezentująca 10 obszarów utraty suwerenności na rzecz UE, którą jeszcze kilka miesięcy wysyłaliśmy w jednym z naszych newsletterów, pojawiła się także w tle jednej z konferencji Prawa i Sprawiedliwości.

Jednocześnie jesteśmy otwarci na współpracę ze wszystkimi środowiskami politycznymi i wszelkimi organizacjami społecznymi, które będą chciały włączyć się w walkę o polską suwerenność. Już w przyszłym tygodniu zorganizujemy – wraz z redaktorem Witoldem Gadowskim – konferencję na ten temat, w której udział wezmą politycy Prawa i Sprawiedliwości oraz Konfederacji. Swój udział potwierdził już wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak. Cztery dni później prowadzimy międzynarodowy panel poświęcony centralizacji Unii Europejskiej podczas konferencji organizowanej przez Media Narodowe. Byliśmy też jednym z partnerów zorganizowanego przez środowiska narodowe Marszu Suwerenności, który odbył się 1 Maja – w rocznicę akcesji Polski do UE.

O zagrożeniu musi się dowiedzieć cała Europa

Silna reprezentacja Ordo Iuris uczestniczyła w CPAC Hungary – największej w Europie, dorocznej konferencji środowisk konserwatywnych, na której przemawiał w tym roku między innymi Premier Węgier Viktor Orban, były polski premier Mateusz Morawiecki, lider hiszpańskiej partii VOX Santiago Abascal czy Rick Santorum – były kandydat w prawyborach Partii Republikańskiej na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nagranie video do uczestników przekazał Donald Trump. Osobiście wziąłem udział w debacie poświęconej zagrożeniu rodziny przez ideologię gender, a Instytut Ordo Iuris miał swoje stanowisko, na którym prezentowaliśmy anglojęzyczne publikacje i materiały przygotowane przez ekspertów Instytutu – w tym głównie te, dotyczące reformy unijnych traktatów.

Dzięki obecności na CPAC, nasz raport suwerennościowy zostanie wkrótce przetłumaczony na język węgierski i szeroko rozpowszechniony na Węgrzech przez naszych partnerów z Centrum Praw Podstawowych.

O zagrożeniach związanych z reformą traktatową mówiłem także w trakcie debaty na temat reformy Unii Europejskiej zorganizowanej w Brukseli przez Mathias Corvinus Collegium oraz na III konferencji Collegium Intermarium zorganizowanej z okazji Święta Chrztu Polski.

Policja przerywa konferencję w Brukseli! Radykałowie chcą zamknąć nam usta

Nasz ekspert mec. Nikodem Bernaciak wziął udział w kwietniowej konferencji NatCon (National Conservatism) w Brukseli. Choć w konferencji brali udział znani europejscy prawicowi politycy – tacy jak Viktor Orban, Mateusz Morawiecki, Eric Zemmour czy Nigel Farage – lewicowy burmistrz wydał nakaz jej natychmiastowego zamknięcia, a policja wtargnęła do budynku.

Argumentując swoją decyzję, brukselski urzędnik stwierdził, że konferencja NatCon „jest nie tylko etycznie konserwatywna (np. wrogość wobec legalizacji aborcji, związków osób tej samej płci itp.), ale także koncentruje się na obronie suwerenności narodowej, co oznacza, między innymi, postawę eurosceptyczną”.

Tak! W Brukseli mówi się wprost, że „konserwatywna etyka”, sprzeciw wobec aborcji oraz obrona suwerenności to poglądy zakazane!

Musimy się zjednoczyć w walce o suwerenność

Przed nami ogrom pracy na wielu polach. Skala zagrożenia dla polskiej niepodległości jest bezprecedensowa, a nasza praca staje się coraz bardziej potrzebna i coraz bardziej owocna.

Walka z budową „Imperium Europa”, w którym Polska będzie pełniła jedynie rolę eurolandu wykonującego polecenia Brukseli, jest dla nas kluczowa. Potrzeba przy tym zjednoczenia wielu sił i środowisk – ponad wszelkimi bieżącymi podziałami i sporami – jak w czasie wielkich, zwycięskich zrywów w narodowej historii. W tym momencie szczególnej próby jedności polskiego narodu, musimy zapomnieć o bieżących podziałach i partykularnych interesach.

Dlatego jako Instytut Ordo Iuris jesteśmy gotowi do współpracy ze wszystkimi, którzy chcą włączyć się w walkę o polską niepodległość. Choć rząd Prawa i Sprawiedliwości popełniał błędy a premier Morawiecki kilkukrotnie ulegał presji unijnych decydentów, podpisując dokumenty istotnie ograniczające polską suwerenność – dziś z radością przyjmiemy prosuwerennościowy zwrot w narracji i decyzjach każdej formacji politycznej. Walka o polską suwerenność nie może się ograniczać do żadnej partii czy środowiska. Instytut Ordo Iuris będzie wspierał i służył swoimi ekspertyzami i niezbędną pomocą wszystkim siłom, które dołączą do tej walki. Wierzę, że właśnie to zjednoczenie da nam ostateczne zwycięstwo.

 

Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris

Czytaj Więcej
Ochrona życia

09.05.2024

Kallirhoe odrzuciła aborcję

Potępienie aborcji jako zabójstwa dziecka poczętego widziane jest obecnie jako pogląd specyficznie chrześcijański i religijny. Chrześcijaństwo istotnie od początku potępiało aborcję jako zabójstwo, a przedtem tak samo ją oceniał starożytny judaizm. Okazuje się jednak, że także w starożytnym świecie grecko-rzymskim podnosiły się głosy aborcji przeciwne. Doszła w nich do głosu etyka naturalna, stojąca po stronie życia ludzkiego, wspólna chrześcijanom, Żydom i poganom, jeśli słuchają rozumu i sumienia.

 

Prawodawstwo

 

W świecie starożytnym znano aborcję, tak farmakologiczną jak chirurgiczną, choć oczywiście była ona dla kobiet bardzo niebezpieczna. Prawa ówczesne zasadniczo aborcję dopuszczały, ale z innych niż obecnie powodów. Na pewno nie ze względu na „prawa kobiet”. Istotną przyczyną było pomijanie praw dzieci.

 

Dziecko było czymś w rodzaju własności swoich rodziców, zwłaszcza ojca, a zatem wolno mu było je uśmiercić, czy to przed urodzeniem, czy też po nim, a mianowicie przez porzucenie, żeby umarło z głodu lub zostało zabite przez zwierzęta. W przypadku dzieci kalekich nawet to czasem nakazywano (Sparta, Rzym). Z drugiej strony dziecko mające się urodzić, nasciturus, było jednak traktowane jako przyszły człowiek, a w szczególności mogło dziedziczyć.

 

Takie przepisy nie przeczyły więc temu, że dziecko przed narodzeniem jest człowiekiem, choć odmawiały mu praw. Tego rodzaju zaprzeczenie występowało w świecie starożytnym, ale sporadycznie: w filozofii stoików, którzy głosili dziwaczną tezę, że dusza wchodzi w człowieka przy pierwszym oddechu po narodzeniu. Zazwyczaj traktowano więc dzieci podobnie jak niewolników, czyli jako ludzi całkowicie zależnych od swoich panów. Prawa antyczne mogły co najwyżej ograniczać aborcję bez zgody ojca dziecka albo z racji demograficznych, choć wzmianki o tym są rzadkie.

 

Zmieniło to się dopiero pod wpływem chrześcijaństwa. Po jego zwycięstwie porzucanie dzieci po urodzeniu i aborcja zostały uznane za zbrodnię dzieciobójstwa i na następne kilkanaście wieków zeszły na kryminalny margines.

 

Sprzeciwy wobec aborcji

 

Tak wyglądało antyczne prawodawstwo i wielu je aprobowało, ale mimo to aborcja budziła sprzeciw moralny. Najbardziej znanym dowodem na to jest przysięga lekarska ze szkoły Hipokratesa (IV w. przed Chr.), która zawierała słowa: Nie podam nikomu, choćby żądał, śmiertelnego leku, ani nie udzielę mu pomocy w tym względzie, nie podam również kobiecie tamponu wywołującego poronienie. Aborcja została tu zrównana z dobijaniem starców i rannych oraz z pomocą w samobójstwie. Sam Hipokrates dopuszczał środki poronne dla usunięcia płodów martwych i gdy groziła śmierć matki.

 

Tezę, że aborcja jest zabójstwem, postawił grecki mówca Lizjasz (zmarł w 378 roku przed Chr.). Jego mowa na ten temat, znana pod tytułem De abortu, wprawdzie zaginęła, ale omawiały ją późniejsze podręczniki wymowy, przez co znamy jej treść. Podobała się jako synteza wiedzy medycznej i prawniczej. Lizjasz reprezentował Ateńczyka, który oskarżył przed Areopagiem swoją żonę, twierdząc, że przez aborcję dopuściła się zabójstwa. Mówca na podstawie wiedzy lekarzy i położnych dowodził, że aborcja jest zabójstwem nienarodzonego dziecka i powinna być odpowiednio karana. Sędziowie w głosowaniu oskarżenie odrzucili, przypuszczalnie z braku precedensów.

 

Zachował się natomiast niedługi utwór grecki z II wieku po Chr., przypisany potem błędnie lekarzowi Galenowi, pod tytułem: Czy to, co znajduje się w łonie, jest istotą żywą? (można go przeczytać po polsku w periodyku „Vox Patrum” z 2020). Analizując dyskusję medyczną i filozoficzną, autor doszedł do wniosku, że embrion żyje od początku, pobiera pokarm, rozwija się i kształtuje charakterystyczne dla istoty rozumnej organy – mózg i zmysły. Ożywia go dusza. Płód ma zatem naturę ludzką. Stąd konkluzja końcowa, że słuszne były prawa karzące aborcję, a jej zwolennicy powinni pamiętać, że sami kiedyś byli embrionami.

 

Potępienia aborcji jako zabójstwa przynosi też czasem ówczesna literatura piękna. Dramat Andromacha Eurypidesa nazywa ją truciem dziecka (355-360). Owidiusz oburzał się, że ukochana dopuściła się aborcji. Juwenalis wprost mówił o zabijających człowieka w łonie (homines in ventre necandosSatyry 6,596). Z punktu widzenia religijnego widziano aborcję jako zamach na boskie prawa oraz moralną nieczystość, czego świadectwem jest kilkanaście zachowanych inskrypcji świątynnych, na przykład taki nakaz z prywatnego sanktuarium w Filadelfii w Lidii (czasy hellenistyczne):

Przychodzący do tego sanktuarium [...] niech zaprzysięgną na wszystkich bogów [...], że nie będą wytwarzać, doradzać ani brać udziału w rozprowadzaniu napojów miłosnych, poronnych, antykoncepcyjnych, ani też innych środków do zabijania dzieci.

 

Pokusa aborcji w powieści o Kallirhoe

 

Na tym tle pojawia się relacja innego typu, dyskusja o aborcji zawarta w greckiej powieści „Kallirhoe” („Chajreasz i Kallirhoe”, księga 2, punkty 8-11; na polski książka ta przełożona została tylko częściowo). Za autora uchodzi nieznany skądinąd Chariton z Afrodyzji, choć wolno też domniemywać, że faktycznie napisała ją kobieta, gdyż reprezentuje kobiecy punkt widzenia. Utwór powstał gdzieś pod koniec I wieku po Chr., a jego akcja rozgrywa się w V wieku przed Chr.

 

Fragment o aborcji jest podwójnie wyjątkowy. Jest stosunkowo długi, kilkustronicowy, dłuższy niż wszystkie wcześniejsze zachowane wypowiedzi o aborcji łącznie. Po drugie, przedstawia spojrzenie kobiet, a mianowicie ich dyskusję wokół pytania, czy należy w trudnej sytuacji dokonać aborcji. W tej dyskusji nie ma niczego sztucznego. Bohaterka jest psychologicznie i moralnie przekonująca, a jej myślenie odtworzono z empatią.

 

Powieść ma charakter przygodowy, a problem aborcji pojawia się w toku dramatycznych przeżyć Kallirhoe. Piękną młodą mężatkę z dobrej rodziny w Syrakuzach, córkę wodza Hermokratesa, porwali piraci i sprzedali do niewoli w dalekim Milecie. Tam zakochał się w niej nowy pan, Dionizjos, przysięgając, że weźmie ją za prawowitą żonę. Kallirhoe zgodziła się w końcu na małżeństwo z nim z lęku o dziecko, które nosiła już w łonie. Jednakże po wielu dalszych podróżach i komplikacjach mąż, Chajreasz, odnalazł Kallirhoe i wrócił z nią do Syrakuz.

 

Problem aborcji pojawił się po odkryciu, że Kallirhoe jest w ciąży. Zauważyła to najpierw inna niewolnica, Plangona. Kallirhoe z początku wpadła w rozpacz, przewidując, ze jej dziecko czeka nędzny i haniebny los niewolnika:

Bijąc się w łono mówiła: „O nieszczęśliwe, jeszcze przed urodzeniem byłoś już w grobie i w rękach rozbójników. Ku jakiemu życiu idziesz? Dla jakich nadziei mam cię donosić? Sieroto, tułaczu, niewolniku. Przed narodzeniem doświadcz śmierci”. Plangona powstrzymała jej ręce i przyrzekła, że następnego dnia umożliwi jej łatwiejszą aborcję. […] „Czyż mam urodzić panu potomstwo Hermokratesa i donosić dziecię, którego ojca nikt nie zna? Zaraz ktoś z zawistnych powie: Wśród bandy rozbójników zaszła w ciążę” (II,8,7 i II,9,2).

 

Plangona wymyśliła jednak inny plan. Dionizjos obiecał jej nagrodę i wyzwolenie, jeśli pomoże mu zdobyć Kallirhoe. Z początku udała więc, że popiera myśl o aborcji i straszyła Kallirhoe, że pan z pewnością każe porzucić nieswoje dziecko na pewną zgubę – i że aborcja będzie lepsza. Potem podsunęła zdesperowanej myśl, że może uratować dziecko i zapewnić mu świetną przyszłość, jeśli z dwumiesięczną ciążą zaraz poślubi Dionizjosa i uda, że to jego dziecko.

 

W pierwszym odruchu Kallirhoe odmówiła. Nie chciała zdradzać męża i porzucić moralnego umiarkowania (gr. sofrosyne), cechy cnotliwej kobiety. Plangona okazała pewne zrozumienie dla jej sytuacji, mówiąc: „Równe są szale: z jednej strony wierność żony, a z drugiej miłość matki”. W końcu jednak Kallirhoe ustąpiła, pocieszając się, że może urodzi syna podobnego do ojca, który będzie pierwszym obywatelem Miletu po Dionizjosie, a Sycylii po Chajreaszu. „A któż by był tak nierozsądny – rzekła – by wybierać dzieciobójstwo zamiast szczęścia?” (II,10,5).

 

Argumenty przeciw aborcji

 

Nawet na gruncie praktycznym, rachunku strat i zysków, aborcja okazała się więc gorszym wyjściem z trudnej sytuacji. Została też nazwana po imieniu dzieciobójstwem. Główne argumenty znajdziemy jednak gdzie indziej. W dramatycznej sytuacji Kallirhoe rozmyśla o dziecku, mężu i aborcji. Jej rozważania są zarazem osobiste i pogłębione. Można je postawić obok starożytnych krytyk aborcji wspomnianych na początku. Kallirhoe odrzuca pokusę zabicia dziecka, wspominając najpierw mityczną dzieciobójczynię Medeę, która zabiła dzieci, by się zemścić na niewiernym mężu:

Ogarnęła ją litość nad noszonym w łonie: „Jak to? Zamierzasz dziecko zabić, ze wszystkich najbezbożniejsza! Podejmujesz plany Medei? Wszelako będziesz uchodzić za okrutniejszą nawet od tej Scytyjki. Bo tamta miała w mężu wroga, ty zaś chcesz zabić dziecko Chajreasza” (II,9,3-4).

 

Pomógł jej wróżebny sen:

Tak rozmyślając przez całą noc, zdrzemnęła się na chwilę. A wtedy we śnie przy niej stanęła zjawa Chajreasza, całkiem do niego podobna „z kształtu wyniosłej postaci, niezwykłej oczu piękności, głosu i szat” [cytat z Iliady 23,66-67]. Stanąwszy rzekł: „Żono, powierzam ci syna”. Gdy chciał jeszcze coś powiedzieć, zerwała się Kallirrhoe, chcąc go objąć. Postanowiła zatem chować dziecię, sądząc, że taka była rada jej męża.

 

Ojciec zatem wybrałby życie dziecka, a nie aborcję. Kallirhoe wyobraziła sobie następująco głosowanie w tej sprawie:

Kallirhoe poszła do izby na piętrze, zamknęła drzwi i przyłożyła do łona podobiznę Chajreasza [na kamei w pierścieniu], mówiąc: „Oto jest nas troje: mąż, żona i dziecko. Radźmy nad wspólnym dobrem. Ja pierwsza odsłonię swoje pragnienie. Chcę bowiem umrzeć jako żona jedynie Chajreasza. Nie chcę doświadczyć innego męża – to mi milsze od rodziców, ojczyzny i od dziecka. A ty, dziecino, co wybierasz dla siebie? Śmierć od trucizny przed ujrzeniem słońca i wyrzucenie wraz z matką, bo może nawet nie uznają nas za godnych pogrzebu [po samobójstwie] – czy może życie i posiadanie dwóch ojców, z których jeden jest pierwszym na Sycylii, a drugi w Jonii? […] Oddajesz głos przeciw mnie, dziecino, i nie pozwalasz nam umrzeć. Zapytajmy też twojego ojca. A on raczej już się wypowiedział. Sam bowiem we śnie stanął przy mnie i rzekł: ‘Powierzam ci syna’.” […]. Tak więc rozmyślała tego dnia oraz w nocy i skłaniała się do życia ze względu na niemowlę, a nie na siebie (II,11,1-4).

 

A zatem w świecie kultury greckiej przed chrześcijaństwem podstawowe argumenty przeciwko aborcji były znane. Aborcja nie tylko okazuje się rozwiązaniem niesłusznym i niekorzystnym. Przede wszystkim jest to zabójstwo, okrutne uśmiercenie własnego dziecka jeszcze jako niemowlęcia. Używane przy tym środki poronne to trucizny. Następnie, prawo do życia dziecka i jego nadzieje na przyszłość są ważniejsze niż trudna sytuacja matki i związane z życiem ryzyko. Należy liczyć się z pragnieniem ojca troszczącego się o dziecko, nawet jeśli jest on nieobecny. Przemyślana odpowiedź na propagandę aborcyjną okazuje się więc znana od co najmniej dwóch tysięcy lat.

 

 

 

Prof. dr hab. Michał Wojciechowski – teolog, wykładowca na Wydziale Teologii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego

 

 

Artykuł ten ukazał się pod tytułem Starożytność odrzucała aborcję w dwumiesięczniku „Polonia Christiana” 2024 nr 2(96), s. 77-79; oparty jest na naukowym opracowaniu po angielsku opublikowanym przez autora w kwartalniku „Collectanea Theologica” 93 (2023) 3, s. 33-50:

https://czasopisma.uksw.edu.pl/index.php/ct/article/view/11499

Czytaj Więcej
Ochrona życia

09.05.2024

Aborcja - co trzeba zrobić, żeby Donald Tusk wyciągnął z piwnicy swój zakurzony krucyfiks?

· Warto stanąć w obronie życia: nie istnieje żaden społeczny determinizm, powodujący, że historyczny rozwój zmierza w jednym tylko kierunku.

· To, jak ukształtujemy nasz świat zależy jedynie od naszej wolnej woli, której nie powinniśmy się wyrzekać.

· Ważna jest nieustanna społeczna edukacja, trzeba innych przekonywać, tłumaczyć im, pokazywać fakty.

· Tylko konsekwentny społeczny nacisk może przynieść efekty.

 

Autor: Dominik Zdort

Resort zdrowia pod najjaśniejszym przywództwem (chciałby się napisać: dowództwem, bo przecież oni toczą wojnę) pani Izabeli Leszczyny postawił na swoim, i od 1 maja 2024 wprowadził rozporządzenie o „pigułce po” dla dziewcząt powyżej 15 roku życia. Ministerstwo jest bardzo zdeterminowane, tak jakby od możliwości udostępniania młodocianym preparaty, mogące mieć często działanie aborcyjne (wczesnoporonne), zależała niepodległość Polski.

Zarządzenie wydane przez panią minister stwierdza, że nieletnie dziewczynki powinny mieć zagwarantowaną „aborcję farmakologiczną” bez wiedzy i zgody rodziców. Stan prawny ma być taki: jeśli moje 17-letnie dziecko ma wizytę u ortodonty na wymianę gumek w aparacie prostującym zęby, to muszę nie tylko o tym wiedzieć, ale i dziecku towarzyszyć (to nie teoria, ale praktyka mojej codzienności). Jeśli zaś moje 15-letnie dziecko zaszłoby w ciążę i chciałoby ją przerwać (co wszakże bywa, nawet i w środowiskach  liberalnych, kontrowersyjne) – to wiedza i obecność rodzica nie jest potrzebna, ba, nawet i lekarz nie musi w tym procederze uczestniczyć, wystarczy „pani magister” z apteki, która w kanciapie na zapleczu (byle było tam krzesło dla młodej pacjentki) „przeprowadzi wywiad” i zapisze dziewczynce „receptę farmaceutyczną”, a następnie wyda pigułkę wczesnoporonną.

Entuzjazm minister Leszczyny i jej potężnego proaborcyjnego teamu jest ogromny, można mieć wrażenie, że jedynym celem działania tej ekipy w resorcie zdrowia jest „załatwienie” prawnego przyzwolenia dla swobodnej „antykoncepcji po” oraz dla swobodnej „terminacji ciąży” także na późniejszym etapie – uwielbiają to słowo, więc zepsujmy im trochę przyjemność tłumacząc, o co chodzi: gdy owa „terminacja” to mordowanie dzieci nienarodzonych.

I tu dochodzimy do właściwego tematu tego tekstu. Nawet jeśli środowiska entuzjastycznie podchodzące do aborcji są diabolicznie zdeterminowane i uparte, to warto wszystkim innym – szczególnie tym nieuprzedzonym, szukającym obiektywnej wiedzy – tłumaczyć, przekonywać, przedstawiać argumenty: prawne, społeczne, ilustrować konkretnymi przykładami, cytować ustawy i kodeksy.

Wydawałoby się, że ekipa Donalda Tuska, z politycznym wsparciem parlamentarnej postkomunistycznej lewicy, pod duchowym patronatem Marty Lempart i podobnych jej ekstremistek, jest nie do powstrzymania. Wiedzą, że ich ustawy szybko przyjąć się nie da, bo nie podpisze jej prezydent, więc „wymyślili sobie”, że problem swobodnego dostępu – bez recepty – do „pigułki po” ominą za pomocą ministerialnych rozporządzeń, a więc aktów prawnych dość niskiego rzędu, dotąd mających na celu wyjaśnianie ustawowych szczegółów. I tak powstał wspomniany dokument pani Leszczyny.

Kłopot w tym, że praktycy, od wielu lat stosujący przepisy, ustawy i rozporządzenia, wiedzą, co jest zgodne z prawem, co wątpliwe, a co zakazane. Nawet jeśli obecny rząd odmawia uznawania jurysdykcji Trybunału Konstytucyjnego, w niektórych obszarach także nie przyjmuje do wiadomości postanowień Sądu Najwyższego (no bo wiadomo, ważniejsze, aby porządek panował w Warszawie), to istnieją profesjonaliści, zawodowcy, którzy wiedzą, że nawet jeśli pani minister pobłądziła, to nie wolno iść za nią tą drogą.

I tu pojawiły się – pewnie dla środowisk proaborcyjnych szokujące – komentarze Naczelnej Izby Lekarskiej, Naczelnej Izby Aptekarskiej, innych samorządów medycznych, których wszak w żaden sposób nie da się przypisać do środowiska konserwatywnego czy pisowskiego: a jednak w delikatny sposób stwierdzają one, że rozporządzenie pani minister w wielu kwestiach niekoniecznie jest zgodne z prawem.

A więc, napiszmy to publicystycznym językiem, wprost (inaczej niż swoje analizy piszą na tych i sąsiednich łamach mądrzy eksperci Instytutu Ordo Iuris, starający się trzymać skomplikowanej retoryki prawniczej), w sposób, który będzie oczywisty dla każdego odbiorcy: zdaniem środowisk medycznych dokument pani minister jest nielegalny i kompromitujący autorkę.

Nie proponuję, aby minister Izabela Leszczyna po tak druzgocącej recenzji, wydanej przez bliskich jej poglądom profesjonalistów, ze wstydu popełniła seppuku. Nie zachęcam nawet, aby podała się do dymisji jako niekompetentna polityczka (tu nareszcie da się użyć tego słowa w sensie pierwotnym). Namawiam jednak do refleksji. Bo nawet jeśli dziś postawi na swoim, to w annałach pozostanie po niej tylko sromota.

Reakcja samorządów lekarskich i aptekarskich to efekt ich doświadczenia, rozumienia prawa nie jako systemu realizującego ideologiczną rewolucję, której dokonuje obecna ekipa rządząca, ale jako czynnika porządkującego nasz świat, niezależnie od tego, kto mu narzuca medialną narrację.

A teraz najważniejsze: nieoczekiwane deklaracje organizacji medycznych są skutkiem działań społecznych. Fundacji obywatelskich, organizacji, które – nie przyjmując argumentu, że praktyki obecnej władzy są nie do powstrzymania – pisały swoje analizy: profesjonalne, prawnicze, kompetentne, i rozsyłały do ludzi wpływowych. Tłumaczyły, czemu minister Leszczyna łamie przepisy i czym przyjęcie jej interpretacji może grozić przeciętnemu farmaceucie, który zechce działać niezgodnie z polskim prawem – czego domaga się resort zdrowia.

To przyczynek do szerszej refleksji na temat wpływu społeczeństwa na polityków. Nie tak dawno przez Polskę przemaszerowały Marsze w Obronie Życia. Do stolicy przyjechało kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Polacy w Warszawie, i nie tylko, demonstrowali w sprawie, która nie przyniesie im zysku, dochodu ani popularności. Wręcz przeciwnie, będą wyśmiewani, lekceważeni, czasem psychicznie niszczeni, czego wielu z nich już doświadcza.

Takie wielkie demonstracje mają jednak sens: bo kiedy pojawia się tłum ludzi, manifestując w jednej sprawie, to czuje się, że istnieje jakaś głęboko zakorzeniona cywilizacyjna wspólnota nad Wisłą, że można myśleć inaczej, niż narzucają to wpływowe liberalne media. Że można otwarcie demonstrować przywiązanie do tradycyjnych wartości.

Kiedyś śmiałem się z określenia „społeczeństwo obywatelskie”. To był dla mnie wymysł lewackich aktywistów, usiłujących swoje marginalne poglądy narzucać większości. Tak to działało, skutecznie: mniejszość ze wsparciem wielkich pieniędzy światowych potentatów (przepraszam za banał, ale to jest miejsce, gdzie powinno to nazwisko paść: takich jak George’a Sorosa), zdobywała nieproporcjonalny wpływ do tego, jaki miałaby w jakimkolwiek demokratycznym głosowaniu.

Tym bardziej dobrze, że zdroworozsądkowa większość ostatnio potrafiła się zmobilizować w obronie życia. Bo na co dzień, odcięta od możliwości dotarcia do wielkich gazet, do wpływowego internetu, do wielkich telewizji, czuje się mniejszością – niesłusznie – i sama się ogranicza, staje się bierna, niezdolna do zdecydowanej reakcji.

I tu pojawia się kwestia społecznego determinizmu. Bo wiele osób, mających przekonania prawicowe, konserwatywne, zaczyna myśleć, że musi być tak, jak jest. Że świat nieuchronnie zmierza w lewo, że kolejne granice niebawem zostaną przekroczone: że patriotyzm odejdzie w przeszłość, że suwerenność państw nie ma sensu, że wiara w Boga to przeżytek (nawet jeśli my wierzymy, to kolejne pokolenia i tak religię porzucą…), że ochrona ludzkiego życia od urodzenia do naturalnej śmierci nie jest warta obrony (uwaga! jeśli dzis odpuścimy kwestię aborcji, to w centrum publicznej debaty zaraz stanie temat eutanazji), bo i tak nie ma szans w przyszłości.

Nie ma co ukrywać – to są tezy narzucane nam przez lewicowych liberałów. To poglądy, a nie fakty. Oni bardzo by chcieli nas przekonać, że tak jest – ale wcale tak być nie musi. Jeśli przyjmiemy ich filozofię, to sami wyrzekniemy się tego, co świadczy o naszym człowieczeństwie: wolnej woli. Rozumianej w sensie duchowym, ale też jak najbardziej codziennym, społecznym, będącym istotą systemu demokratycznego, w którym przyszło nam funkcjonować. Wolnej woli, która pozwala nam mieć wpływ na nasze otoczenie, nasz kraj, nasz świat.

Zresztą, jeśli przyjrzymy się kolejnym fazom rozwoju cywilizacji, to widać, że one idą falami. Raz napływa bardziej liberalna, potem bardziej konserwatywna. Po romantyzmie nieuchronnie musi nadejść pozytywizm.

Używając mocno upraszczającego sytuację, ale przekonującego przykładu z USA, przyjrzyjmy się tym falom: Kennedy, Nixon, Carter, Reagan + Bush, Clinton, Bush, Obama, Trump, Biden… Trump? Trudno o lepszy dowód, że nic nie jest przesądzone, nic nie jest załatwione raz na zawsze, co najlepiej pokazało uchylenie przez Sąd Najwyższy USA wyroku z roku 1973 w sprawie Roe vs. Wade (która, jak się zdawało, na zawsze przesądzała tę sprawę). Po czasach nieludzkich ideologii nadchodzą epoki łagodniejsze, sprzyjającej utrwaleniu naszej cywilizacji.

Amerykanie to wiedzą lepiej od nas. Zdają sobie sprawę, że nie wystarczy wielki marsz raz na rok (choć akurat oni potrafią organizować takie demonstracje). Rozumieją, że działać trzeba przez cały czas. Nie można poprzestawać na jednej udanej akcji, ale głośno demonstrować swoje poglądy dzień w dzień.

Ich organizacje broniące praw obywatelskich, małe i duże, doskonale to rozumieją. Ważna jest społeczna edukacja, o której mowa była powyżej. Ale też innego typu formy nacisku. W USA na co dzień wykorzystywana jest szeroka paleta działań, nie tylko masowe demonstracje, ale też kilkuosobowe pikiety, cotygodniowe obywatelskie interwencje w lokalnych biurach parlamentarzystów.

Donald Tusk przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi zapowiedział, że na listy swojej partii nie dopuści ludzi, którzy opowiadają się za ochroną życia poczętego (warto tu wyrazić szacunek dla polityków takich jak Bogusław Sonik, który w tej sytuacji zrezygnował z kandydowania do Sejmu, a następnie odszedł z Platformy Obywatelskiej). Nie ma chyba najmniejszych wątpliwości, że szef PO „skręcił w lewo” na skutek awantur, które wywołały na ulicach polskich miast radykalne aborcjonistki. Demonstracje Strajku Kobiet, zawsze hałaśliwe i wulgarne, miały wywrzeć na Tusku – i wywołały – wrażenie, że wyrażają one masowy gniew społeczny i powszechną opinię – a stało się to także dlatego, że środowiska „normalsów” były w tym okresie mało aktywne, czasem wręcz bierne, cofnęły się do defensywy.

Ale – przypomnijmy – ten sam Donald Tusk wcześniej wielokroć, gdy czuł na plecach oddech konserwatywnych wyborców, potrafił wystąpić w programie telewizyjnym i zaśpiewać tam kolędę, wziąć kościelny ślub (po 18 latach od zawarcia związku cywilnego) czy demonstracyjnie fotografować się z rodziną przy biurku, na którym stał krucyfiks i święte obrazki.

Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2020 r. „normalsi” byli jednak bierni, nie naciskali, nie pikietowali, nie ruszyli do ofensywy – być może zmęczeni 8 latami rządów PiS, które były, jakie były. A tymczasem szefowi PO skutecznie dyszała w kark pani Lempart i jej koleżanki. I Tusk uznał, że wiatr cywilizacyjnych zmian wieje z tamtej strony, że swój krzyż i ślubne zdjęcia z kościoła powinien schować na pawlaczu, a afiszować się należy raczej poparciem dla mordowania dzieci nienarodzonych…

Paradoksalnie, jak się okazuje, trzeba przypominać o tych najważniejszych sprawach także politykom – pozornie – przychylnym konserwatywnym postulatom. Wystarczy spojrzeć na listę posłów, którzy podczas sejmowego głosowania przychylili się do procedowania proaborcyjnych projektów w polskim parlamencie: są na niej także ludzie prawicy, i to nie tylko tacy, których kojarzymy z opcją liberalną, ale też prominentni liderzy obecnej opozycji. Nie wymienię nazwisk, każdy może sprawdzić i osobiście się przerazić.

Rolą konserwatywnych środowisk obywatelskich jest nieustanne wskazywanie tym ludziom, że błądzą, tolerując szkodliwe rozwiązania prawne, przyjmując, że tak być musi i nie ma odwrotu. Że szkodzą samym sobie, tracą wyborcze poparcie, głosując razem z lewackimi radykałami. Nie można poprzestawać na organizowanych raz do roku potężnych marszach w wielkich miastach, trzeba odwiedzać polityków prawicowych ugrupowań w ich lokalnych biurach poselskich, nieustannie ich monitować, przypominać o ich powinnościach. To jest obowiązek ludzi aktywnych na najniższym obywatelskim poziomie.

Co nie oznacza, że nie warto naciskać także na ekstremistów z lewicy, także Tuskowej lewicy, utrudniać im lansowania barbarzyńskich poglądów, uprzykrzać życie, gdy głoszą pomysły szkodliwe dla społeczeństwa. Powinni zrozumieć, że działając wbrew społecznemu i narodowemu interesowi, promując skrajne i szkodliwe dla Polski idee, spotkają się z oporem, że ich działania nie pozostaną bez reakcji, że ich agresja wobec ważnych dla wspólnoty wartości wywoła protest. Nie ma powodu, aby w takiej sytuacji czuli się komfortowo.

W życiu społecznym bardzo ważna jest znana powszechnie zasada śnieżnej kuli. To ją wykorzystały radykalne aktywistki, organizując Strajk Kobiet. Niewielkie i skrajne grupki „oburzonych” dam rozdmuchały mało znaczące społeczne niezadowolenie poza wszelkie granice.

To jest metoda, którą warto stosować, odpowiadając na argumenty zajadłych zwolenników aborcji. Trzeba nagłaśniać sytuacje, gdy dokonanie aborcji kończy się zdrowotną szkodą dla matki, gdy na skutek „zabiegu” rodzi się żywe dziecko, które kona potem w męczarniach: takich przypadków jest mnóstwo, i nie należy ich ukrywać, trzeba je pokazywać, tak jak czynią w korzystnych dla siebie rzadkich sytuacjach proaborcjoniści. Właśnie takie sytuacje pozwalają ulepić „śnieżną kulę”, która się toczy się i staje się coraz większa, budując autentyczny społeczny ruch będący odtrutką na barbarzyńskie postulaty i wulgarną retorykę.

Nie wykluczam, że niebawem, dzięki aktywności obywateli, którzy mają dość społecznej inżynierii i lewackich eksperymentów, ktoś wyciągnie z piwnicy swój zakurzony krucyfiks – bo będzie musiał to zrobić, aby powalczyć o władzę. To wciąż możliwe – tacy jak oni mają interesy, a nie poglądy.

 

 

Dominik Zdort 

 

Dziennikarz i publicysta, senior research fellow w projekcie „Ordo Iuris: Cywilizacja” Instytutu Ordo Iuris, pracował m.in. w „Życiu Warszawy”, „Rzeczpospolitej” i „Newsweeku”, był współautorem audycji w RDC i radiowej „Dwójce”, a ostatnio szefem magazynu weekendowego „Rzeczpospolitej” Plus Minus oraz internetowego Tygodnika TVP.

 

Czytaj Więcej

08.05.2024

Bruksela za finansowaniem aborcji w całej Europie

W Unii Europejskiej pojawiają się inicjatywy mające na celu wspieranie z funduszy unijnych krajów członkowskich, w których aborcję mogą wykonać kobiety pozbawione takiej możliwości w swoim państwie. Organy unijne są też wzywane do zaprzestania wsparcia finansowego dla organizacji pro-life.

 

„Prawne sztuczki” zwolenników aborcji

 

Jak podaje Brussels Signal, w Unii Europejskiej rośnie ruch na rzecz zapewnienia powszechnego w całej Europie dostępu do aborcji na żądanie, nawet w ramach działań, o których ich inicjatorzy otwarcie mówią, że są „prawnymi sztuczkami”.

 

Pomimo tego, Komisja Europejska zatwierdziła Europejską Inicjatywę Obywatelską pod nazwą „My Voice, My Choice”. Celem inicjatywy jest zobligowanie Komisji do przedstawienia wniosku dotyczącego wsparcia finansowego dla państw członkowskich, które byłyby w stanie „bezpiecznie” przeprowadzać aborcję u tych kobiet, które nie mają dostępu do niej dostępu w swoich krajach.

 

Kampania prowadzona jest przez koalicję organizacji pozarządowych działających na rzecz tzw. „praw reprodukcyjnych i seksualnych” w całej Europie. Do jej głównych inicjatorów należą proaborcyjne organizacje takie jak European Women's Network, Women on Web, Abortion Support Network i Reproductive Health Gauntlet.

 

„My Voice, My Choice” wzywa Komisję Europejską do zapewnienia finansowania dla państw członkowskich UE, które chcą ułatwić kobietom powszechny dostęp do aborcji, zbierania danych na temat dostępu do aborcji w całej Europie oraz zwiększania świadomości na temat tzw. praw reprodukcyjnych kobiet. Aby inicjatywa została rozpatrzona przez Komisję Europejską, potrzeba 1 miliona podpisów zebranych w ciągu 12 miesięcy z co najmniej siedmiu państw członkowskich UE.

Inicjatywa „My Voice, my Choice” powstała w ramach Europejskiej Inicjatywy Obywatelskiej, która pozwala obywatelom UE na wywieranie wpływu na kształtowanie polityki poprzez proponowanie aktów prawnych Komisji Europejskiej. Zwolennicy „My Voice, my Choice” będą zbierać podpisy od obywateli UE w celu skłonienia Komisji do zajęcia się kwestią dostępu do aborcji we wszystkich państwach członkowskich. Koncentrując się na finansowaniu usług i potencjalnym ograniczaniu wsparcia materialnego dla grup i organizacji pro-life, wysiłki te mają na celu promowanie dostępu do tzw. aborcji na żądanie w całej UE pomimo tego, że regulacja aborcji jest wyłączną kompetencją państw członkowskich.

 

Dlatego też przepisy dotyczące aborcji różnią się znacznie w poszczególnych krajach Unii Europejskiej. Niektóre kraje, takie jak Polska, mają regulacje w znacznym stopniu chroniące prawo do życia, podczas gdy inne kraje UE gwarantują pełny dostęp do aborcji na żądanie.

 

Inicjatywa „My Voice, My Choice” jest skierowana do mieszkanek krajów, w których prawo do życia jest chronione od poczęcia. Sama Unia, co prawda, nie może bezpośrednio zalegalizować aborcji, ale może spróbować obejść traktaty, promując właśnie finansowanie inicjatyw takich jak „My Voice, My Choice”.

Warto jednak podkreślić jeszcze raz, że traktaty unijne przyznają państwom członkowskim wyłączną kompetencję w zakresie regulacji kwestii moralnych i etycznych, takich jak aborcja. Decyzje o legalizacji lub zakazie aborcji należą więc do suwerennych kompetencji państw członkowskich. Finansowanie aborcji z pieniędzy UE oznaczałoby naruszenie tej zasady i ingerencję w wewnętrzne sprawy państw członkowskich. 

 

Podobnie większość dotychczasowych rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie rzekomego „prawa do aborcji” jest próbą wywarcia presji na państwa członkowskie i ich suwerenne prerogatywy. Jawnym celem, zarówno tych rezolucji, jak i teraz również obywatelskiej inicjatywy „My Voice, My Choice” jest rozszerzanie kompetencji Unii Europejskiej na kwestie związane z ograniczeniem ochrony prawa do życia na rzecz stworzenia unijnego prawa do zabijania dzieci w fazie prenatalnej pod kryptonimem „praw reprodukcyjnych i seksualnych”. Jak już wspomniano, w przypadku inicjatywy „My Voice, My Choice”, chodzi o zobligowanie Komisji Europejskiej do wsparcia finansowego dla państw członkowskich, w których aborcja jest dostępna na żądanie, tak, aby tego typu aborcje były oferowane dla kobiet z innych krajów Unii Europejskiej, w tym i z krajów, w których możliwość zabijania dzieci w fazie prenatalnej jest ograniczona.

 

Chociaż w UE istnieją przeciwstawne poglądy na temat aborcji, inicjatywa „My Voice, My Choice” jest kolejnym objawem rosnących wysiłki lewicy Europy Zachodniej w celu zapewnienia wszystkim kobietom w Europie dostępu do aborcji na żądanie.

 

Ograniczenie finansowania działań antyaborcyjnych

 

Inicjatywa „My Voice, My Choice” jest też zbieżna z niedawnym niewiążącym głosowaniem w Parlamencie Europejskim, w którym europosłowie wyrazili poparcie dla umieszczenia „prawa do aborcji” w Karcie Praw Podstawowych UE. Przyjęta rezolucja jest m.in. skierowana przeciwko organizacjom, które sprzeciwiają się aborcji.

 

Wynik tego głosowania odzwierciedla rosnące zaniepokojenie wpływem grup pro-life. Ograniczając lub całkowicie zaprzestając ich finansowania, UE mogłaby potencjalnie osłabić ich wysiłki na rzecz ograniczenia dostępu do aborcji. Zarówno rezolucja PE z 12 kwietnia, jak i dopiero co przyjęta przez Komisję Europejską inicjatywa obywatelska „My Voice, My Choice”, odwołują się do przesłanki zdrowia i autonomii cielesnej kobiet.

 

Rezolucja z 12 kwietnia jest tylko wyrazem stanowiska większość w Parlamencie Europejskim, ale stanowi jednak kolejny silny sygnał dla Komisji Europejskiej na rzecz omijania unijnych traktatów. I tak, Unia Europejska ma prawo do określania priorytetów finansowania i może zdecydować się na zaprzestanie wspierania organizacji, których działalność nie jest zgodna z celami UE.  W tym przypadku jednak, oznaczałoby to, że cele Unii w rozumieniu Komisji Europejskiej są jednoznacznie utożsamiane z perspektywą organizacji popierających aborcję.

 

Julia Książek – analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris

 

 
Czytaj Więcej

Ostatnia deska ratunku dla zrozpaczonych rodzin

Bezpodstawna ingerencja urzędników, którzy wchodzą z butami w życie kochającej się rodziny, rozdzielając ją, często stanowi dla rodziców tak wielki szok, że nie są w stanie sami odnaleźć się w labiryncie skomplikowanych przepisów. Nie spodziewając się podobnych kłopotów, rodzice nie znają swoich praw i nie są w stanie wygrać z bezdusznymi urzędnikami bez pomocy profesjonalnych prawników. W wielu przypadkach dzieci siłą wyrwane z rodzinnego domu doświadczają tak silnych emocji, że potem przez długie lata nie mogą poradzić sobie z traumą. Jedna z matek opowiadała mi, jak po powrocie z domu dziecka, jej syn za każdym razem, gdy ktoś przychodził do ich domu w odwiedziny, chował się pod stół w obawie, że to po raz kolejny urzędnicy przyszli zabrać go od rodziców. Straszliwe przeżycia z dzieciństwa boleśnie naznaczają później dorosłe życie tych dzieci.

 

Pomogliśmy sześcioosobowej rodzinie

Kilka miesięcy temu informowaliśmy o sprawie sześcioosobowej rodziny z Grójca, która spędziła Święta Bożego Narodzenia razem tylko dlatego, że sąd uwzględnił wniosek o urlopowanie czwórki rodzeństwa w wieku od 4 do 8 lat. Dziś ta sprawa znalazła swój szczęśliwy finał! Dzieci naszych beneficjentów po ponad rocznej rozłące wróciły na stałe do swojego rodzinnego domu.

Podobnie jak w wielu innych sprawach, przyczyną kłopotów rodziny były bezpodstawne oskarżenia nauczycieli. To z tego powodu dzieci zostały zabrane z domu, a rodzice przez miesiące musieli dowodzić swej niewinności. Pomimo rozłąki, wszyscy starali się podtrzymać więzi rodzinne. Rodzice odwiedzali czwórkę maluchów w każdej wolnej chwili. Nie powstrzymały ich przed tym trudności związane ze znaczną odległością pomiędzy domem a placówkami, do których trafiły dzieci, brak własnego auta oraz dodatkowe koszty związane z podróżą. Dzieci podczas odwiedzin rodziców okazywały im przywiązanie, wyrażały tęsknotę oraz pytały o to, kiedy będą mogły w końcu wrócić do domu. Tymczasem sąd przez ponad rok nie wyznaczał nawet terminu pierwszej rozprawy!

Włączając się do sprawy, szybko zasypaliśmy sąd dowodami zaprzeczającymi zarzutom. Wskazaliśmy, że pedagodzy z nowych placówek dzieci pozytywnie oceniają rodziców. Podkreśliliśmy, że rodzice rozpoczęli terapię psychologiczną oraz na swój wniosek nawiązali współpracę z asystentem rodziny. Nasze działania doprowadziły do dwukrotnego urlopowania dzieci do domu, a następnie do stwierdzenia przez sąd braku podstaw do odebrania dzieci.

To jednak nie koniec epopei krzywd. Chociaż sąd uznał, że nie należy dzieci odbierać, to nie uchylił wcześniejszego postanowienia o umieszczeniu czwórki dzieci w pieczy zastępczej. W rezultacie rodzeństwo było skazane na przebywanie w placówce jeszcze przez kolejny miesiąc. Sytuację, w jakiej znalazły się dzieci można porównać do uniewinnienia oskarżonego przez sąd i jednocześnie braku uchylenia wobec niego aresztu. Tylko w tym przypadku mieliśmy do czynienia ze stęsknionymi dziećmi, które nic złego nie zrobiły! Dopiero nasze kolejne ponaglenie spowodowało, że sąd w końcu pozwolił rodzeństwu wrócić do domu.

Na przykładzie tej jednej spawy widać, jak bardzo potrzebne jest nasze wsparcie. Gąszcz procedur, złośliwość urzędników, błędy sędziów – to wszystko zbyt wiele dla zwykłej, wielodzietnej rodziny. Dopiero zespół doświadczonych prawników mógł doprowadzić sprawę do szczęśliwego końca i zminimalizować szkody psychiczne dla dzieci oraz cierpienia pełnych poczucia bezsilności wobec systemu rodziców.

Pomagamy rodzicom, którzy są bezpodstawnie oskarżani o złe traktowanie dzieci

W ostatnim czasie pomogliśmy też rodzicom spod Świdnika. Kłopoty rodziny zaczęły się, gdy nastoletnia córka przygotowała fotomontaż zdjęć uczniów ze swojej klasy, co nie spodobało się jej kolegom i koleżankom. Choć nastolatka zrozumiała, że jej postępowanie było niewłaściwe, to inni uczniowie zaczęli się z niej wyśmiewać, co negatywnie odbiło się na jej stanie psychicznym oraz wynikach w nauce. Szkoła skierowała nastolatkę do psychologa i pedagoga. Okazało się, że dziecko ma myśli samobójcze oraz okalecza się.

Władze szkoły wezwały matkę dziewczyny i zawiadomiły ją o sytuacji. W pierwszej reakcji przerażona kobieta zaczęła się kłócić z córką, co nauczyciele zinterpretowali jako dowód na to, że matka znęca się psychicznie nad dzieckiem. Doprowadzili do wszczęcia postępowania rodzinnego oraz zawiadomili o sprawie policję, która rozpoczęła procedurę tzw. Niebieskiej Karty. Reprezentując rodziców przedłożyliśmy sądowi dowody przeczące podejrzeniom szkoły. Wskazywaliśmy, że w rodzinie panują dobre relacje. Rodzice wspierają córkę w rozwiązywaniu jej problemów oraz w nauce. Nastolatka odbywa terapię u psychologa. Sąd uwzględnił nasze wnioski dowodowe i stwierdził, że w sprawie nie ma podstaw do ingerencji we władzę rodzicielską, gdyż rodzice odpowiednio zajmują się córką.

Kompleksowa opieka prawna Ordo Iuris przyczyniła się do pozytywnego zakończenia sprawy małżeństwa z Białogardu, które adoptowało trójkę rodzeństwa. Najstarszy, 10-letni chłopiec ciężko znosił problemy z „moczeniem się” w łóżku. Naopowiadał w szkole, że jest źle traktowany w domu, gdyż rodzice mają go wiązać i zmuszać do prania bielizny. Sąd skierował rodziców na warsztaty podnoszące kompetencje wychowawcze i przydzielił rodzinie kuratora. Interweniując w sprawie, wykazaliśmy, że w domu nie dochodzi do sytuacji patologicznych. Sąd uznał słuszność naszych argumentów i zakończył postępowanie, zachowując rodzicom pełną władzę rodzicielską.

Pomagamy również samotnej matce z Wodzisławia Śląskiego, która wychowuje trójkę niepełnoletnich dzieci. Przyczyną problemów tej rodziny było agresywne zachowanie najstarszego, dorosłego syna, które doprowadziło do wszczęcia wobec matki postępowania rodzinnego. Wsparcie prawników Ordo Iuris pomogło kobiecie uporządkować sytuację rodzinną. Starszy syn nie mieszka już z matką i rodzeństwem. Matka natomiast rozpoczęła kurs podnoszący kompetencje wychowawcze oraz podjęła współpracę z kuratorem i asystentem rodziny, którzy wskazują, że dzieci powinny zostać w domu.

Polskie rodziny wracają do Ojczyzny w obawie przed zagranicznymi urzędami ds. dzieci

Po pomoc do naszych prawników zgłaszają się także polskie i cudzoziemskie rodziny, które uciekają do Polski przed zagranicznymi urzędami ds. dzieci i młodzieży, które bezpodstawnie odbierają dzieci rodzicom, utrudniają kontakt, a następnie – uznając, że więzy pomiędzy rodzicami i dziećmi uległy osłabieniu – pozbawiają praw rodzicielskich. Co ciekawe, tuż przed Świętami Wielkiej Nocy udzieliliśmy pomocy prawnej Polce, która z dziećmi uciekła do naszego kraju przed niemieckim Jugendamt.

Wcześniej skutecznie obroniliśmy rodzinę z Braniewa, która wróciła do Ojczyzny w obawie przed Barnevernet – norweskim urzędem ds. dzieci i młodzieży. Małżeństwo wychowuje trzy córki (w wieku od 7 do 15 lat), które zostały im odebrane w Norwegii z powodu bezpodstawnego oskarżenia o przemoc. Najmłodsze dziecko dostało się pod opiekę rodziny zastępczej, która je zaniedbywała. Zamiast zawieść wymiotującą dziewczynkę do lekarza, jej opiekunowie kazali dziecku chodzić z wiaderkiem i sprzątać po sobie. Siedmiolatka do dziś zmaga się z poważnymi zaburzeniami jelitowo-żołądkowymi, które są skutkiem nieudzielenia jej pomocy medycznej. Średnia córka trafiła pod opiekę kobiety, która w lodówce miała więcej alkoholu niż jedzenia oraz „prowadziła rozrywkowy tryb życia”. Z kolei piętnastolatkę umieszczono w ośrodku dla nieletnich, gdzie była dręczona przez rówieśników.

Gdy norweski sąd pozwolił dzieciom na powrót do rodziców, okazało się, że dziewczynki są wychudzone i mają objawy zespołu stresu pourazowego. W trosce o dobro córek ich rodzice zdecydowali się na powrót do Polski. Niestety urzędnicy Barnevernet nie dali rodzinie spokoju i wysłali do polskich władz list, w którym skarżyli się na rodziców z Braniewa. W piśmie nie wspomniano jednak, że norweski sąd stanął po stronie rodziny. W oparciu o donos Barnevernet, Sąd Rejonowy w Braniewie rozpoczął postępowanie rodzinne. Reprezentując w nim rodziców, dowiedliśmy, że oskarżenia Barnevernet mijają się z prawdą. Sąd przychylił się do naszego stanowiska, kończąc sprawę.

Każda sprawa rodzinna to osobna tragedia, która może negatywnie naznaczyć dalsze życie rodziców i dzieci. Dlatego tak ważne jest zapewnienie każdej rodzinie wsparcia prawnego.

Wielu zgłaszających się do Ordo Iuris rodziców ze łzami w oczach opowiada prawnikom Instytutu, że jesteśmy dla ich rodzin ostatnią deską ratunku, gdyż wcześniej wielokrotnie odbijali się od drzwi do drzwi bez otrzymania pomocy.

 

Adw. Magdalena Majkowska – członek Zarządu Ordo Iuris

Czytaj Więcej